Kuchnia francuska to prawdziwa magia i niesamowite bogactwo.
Co przychodzi Ci do głowy kiedy słyszysz hasło “kuchnia francuska”?
Bagietka i croissanty?
Ślimaki?
A może żabie udka?
Albo wino i „śmierdzące” sery?
Zapewniam Cię, że kuchnia francuska to dużo, dużo więcej!
Kilka lat temu wyruszyłam w jedną z piękniejszych podróży mojego życia.
To kulinarna podróż po bezdrożach francuskiej i prowansalskiej kuchni pełna niezwykłych smaków, kolorów i zapachów.
Na tę wspaniałą wyprawę postanowiłam zaprosić także Ciebie.
Stół to serce każdego domu, zatem proszę, usiądź wygodnie przy mym wirtualnym stole.
W pięknych okolicznościach przyrody poczęstuję Cię kieliszkiem dobrego wina lub filiżanką ulubionej kawy czy herbaty (do wyboru).
Czuj się jak u siebie i częstuj się do woli tym, co mam Ci do zaoferowania.
Obiecuję, że będzie smacznie 😋!
Baaaaaardzo smacznie!
Stawiając pierwszy krok w mojej wirtualnej kuchni oraz w tej pięknej kulinarnej podróży dzisiaj opowiem Ci o tym, czym w ogóle dla Francuza jest jedzenie i jakie ma ono znaczenie.
Bo okazuje się, że dla prawdziwego Francuza jest ono prawie wszystkim!
Pamiętaj, że to o czym piszę, to moje subiektywne spostrzeżenia, w oparciu
o własne doświadczenia życia i pracy w Saint Tropez w towarzystwie Francuzów.
Jesteś gotowy/a na poznanie niezwykłego bogactwa kulturalnego i kulinarnego Francji??? To zaczynamy!!!
O kuchni francuskiej, kulinarnych zwyczajach i dziwactwach Francuzów można opowiadać godzinami. Albo napisać nie jedną książkę!
Powszechnie uważa się, że kuchnia francuska to królowa wszystkich kuchni, choć zwolennicy innych krajów pewnie by polemizowali ;). Jednakże wpisanie właśnie kuchni francuskiej na listę światowego dziedzictwa UNESCO jest ukoronowaniem dziedzictwa gastronomicznego Francji od kilku wieków.
Od dawna kuchnia francuska była prestiżową „marką” francuskiej burżuazji czy szlachty. Służyła także wywieraniu nieformalnego, dyplomatycznego wpływu na królów czy prezydentów.
W różnych regionach Francji kuchnia jest bardzo zróżnicowana, a zatem różne są także zwyczaje z nią związane i podejście do posiłków.
Ja z racji regionu, w którym mieszkam, skoncentruję się na kuchni prowansalskiej i niezwykłej atmosferze towarzyszącej spożywaniu posiłków.
Tu – na południu kuchnia rządzi się swoimi prawami ;).
Kuchnia prowansalska to jedna z najzdrowszych kuchni na świecie.
Zarówno Saint Tropez, gdzie żyję od ponad 3 lat, jak i całe południe Francji, ze względu na panujący tu klimat, to prawdziwe bogactwo świeżych ryb, owoców morza, warzyw, owoców oraz niebiańsko pachnących ziół prowansalskich.
To prawdziwa uczta dla oka, dla podniebienia, ale i dla ducha, co sukcesywnie postaram się Wam pokazać.
Prawda jest tylko jedna – Francuz uwielbia jeść!
Uwielbia dobrze zjeść i napić się dobrego wina! I uwielbia biesiadować!
Rzeczywiście Francuzi mają większy i łatwiejszy dostęp do jedzenia w restauracjach, niż my w Polsce.
Bo nawet, jeśli Francuz nie ma dużych środków finansowych, to raz na jakiś czas skusi się na tzw. „plat du jour”, czyli danie dnia serwowane przez każdą restaurację w niższej cenie niż pozostałe dania z karty. A zamiast wina lub płatnej wody mineralnej wybierze darmową karafkę wody.
Oczywiście nieco inaczej jedzą Francuzi w średnim wieku i starsi, którzy mają większy szacunek do tradycji, do celebracji i więcej czasu na biesiadowanie, a inaczej jedzą młodsi (znak czasów).
Inaczej się je tu na południu Francji w palącym słońcu ze stopami zanurzonymi w gorącym piasku i widokiem na morze, a inaczej w dużych metropoliach, gdzie pracuje się tak jak w Warszawie – w największych korporacjach.
Nieodłącznym elementem francuskiego posiłku spożywanego na południu jest wino. To produkowane w okolicznych winnicach to prawdziwy napój Bogów.
Dobry szef kuchni to absolutny skarb dla restauracji bez względu na jej klasyfikację czy renomę. To po prostu Maestro komponujący niezwykłe nuty swoich potraw.
I bez względu na to, czy ma się do czynienia z restauracją z gwiazdkami Michelin czy ze zwykłą lokalną restauracją, właściciele robią wszystko, aby zatrzymać taki skarb na długie lata właśnie u siebie.
Pyszna kuchnia oznacza przede wszystkim duuuuuuużo zadowolonych klientów ale także duuuuuuuużo zarobionych eurosów dla właścicieli restauracji ;). W Saint Tropez znam takie restauracje, gdzie szefowie kuchni sprawują pieczę nad kuchnią w tej samej restauracji ponad 30 lat.
Jeśli zdarzy się, że któryś z wielkich szefów kuchni we Francji zasili szeregi Świętego Piotra, to jest to wydarzeniem niemal narodowym, gdyż trąbią o tym wszystkie media.
Bez względu na renomę i klasyfikację restauracji dania z reguły są podawane w taki sposób, że nawet zwykła przystawka czy sałatka, w zwyczajnej restauracji potrafi wyglądać bardzo apetycznie, jak poniżej.
W bardziej wykwintnych restauracjach przystawki, dania, czy desery często przypominają niemalże dzieła sztuki.
Rytm francuskiego dnia absolutnie zdeterminowany jest godzinami posiłków. Najważniejszy na południu Francji jest obiad. To kulminacyjny moment dnia, który jest „sacré”, czyli po prostu święty.
Zgodnie z francuskim prawem pracy obowiązuje przerwa obiadowa na posiłek. Z reguły jest ona między godziną 12.00 lub 12.30 i 14.00 (w zależności od pracodawcy).
Jednakże z doświadczenia wiem, że w niektórych miejscach pracy nie wygląda to tak różowo. Zwłaszcza w dużych miastach czas na jedzenie jest skrócony do godziny, a pracownicy zadowalają się zwykłą kanapką czy sałatką spożywaną często nad klawiaturą komputera.
Zdarza się, że zagraniczni turyści przebywający na wakacjach we Francji nie rozumieją francuskiej kultury jedzenia i co ważniejsze nie szanują tego niemalże „świętego” czasu dla kultury i kuchni francuskiej. Denerwują się także kiedy niektóre restauracje nie przyjmują już klientów po godz.14-tej (następny serwis jest wówczas dopiero wieczorem).
W związku z powyższym część restauratorów wyszła temu zapotrzebowaniu na przeciw, aby turyści mogli zjeść obiad w tzw. międzyczasie, czyli między godziną 14-tą a 19-tą. I choć serwują wówczas dania, to szczerze mówiąc jest to dla nich prawdziwe „faux pas”, prawdziwą profanacją posiłku.
Wówczas przed restauracją na specjalnej tablicy widnieje napis „Service non stop”.
Na południu Francji posiłek jest po prostu wyjątkowy między innymi z punktu widzenia towarzyszącej mu atmosfery. Cudne okoliczności przyrody Saint Tropez czy całego południa, sprawiają, że lampka szampana czy obiad z kieliszkiem wina, w jednej z lokalnych restauracji z widokiem na morze i stopami (lub butami – w zimie) zanurzonymi w piasku smakują po prostu obłędnie.
To przyjemność delektowania się tym, co się je i z kim się je.
Bo przyjemność i celebracja, to jedne z podstawowych elementów dobrego francuskiego posiłku.
To prawdziwa uczta dla podniebienia, dla oka, ale i dla ducha.
W porze obiadowej wszystko zwalnia. Zamykane są sklepy, apteki, poczta, banki i tylko restauracje pracują na wysokich obrotach, aby sprostać podniebieniom swoich klientów.
Mówi się, że Francuzi nie jedzą.
Francuzi po prostu delektują się posiłkiem świętując chwilę wytchnienia od pracy – z rodziną czy przyjaciółmi.
Podczas jedzenia nie rozmawiają o żadnych przykrych sprawach, bo przecież zasadą jest, że nic nie powinno zakłócać tej przyjemności.
I biada śmiałkowi, który odważyłby się to uczynić!
Często zdarza się, że w tym czasie nie odbierają telefonu lub też zostawiają go w biurze. W ogóle ogromną gafą jest dzwonić do kogoś w porze obiadowej, no chyba, że około południa z zaproszeniem na wspólny posiłek.
Francuzi to prawdziwi Champions du monde – mistrzowie świata i to nie tylko w piłce nożnej. To także mistrzowie świata w ilości czasu spędzanego przy stole.
Mimo tego, że statystycznie pracują coraz dłużej, nigdy nie odmawiają sobie przyjemności jedzenia. Tutaj na południu Francji prawdziwy Francuz woli dobrze zjeść w południe i nawet jeśli spędzi przy stole dłużej, niż przewidywał, to i tak woli zjeść i później skończyć swoją pracę.
Średnio jest to ponad dwie godziny przy posiłku, a mnie osobiście zdarzało się uczestniczyć w obiadach nawet 4 czy 5 godzinnych!!!
Kiedy znajomi Francuzi gdzieś wyjeżdżają, najważniejszą kwestią jest, czy tam będzie można dobrze zjeść. Każdy kraj, w którym byli lub do którego się wybierają postrzegają przez pryzmat jedzenia „tutaj nie było dobre to i to, tutaj było tłusto, tutaj dobrze nie zjadłem itp.”.
I dotyczy to nie tylko kontaktów prywatnych, ale także służbowych. Wielokrotnie słyszałam podobne rozmowy pomiędzy najlepszymi prawnikami – adwokatami i notariuszami z regionu, którzy często podróżują po świecie biorąc udział w różnych konferencjach czy wykładach.
Oczywistą oczywistością jest, że dla takiego Francuza nic się nie może równać z kuchnią francuską, która według nich jest najlepsza na świecie ;).
I po prostu nigdzie na świecie nie zjedli tak dobrze, jak we Francji. Normalka :).
Jako, że Saint Tropez jest malutkie (w porze zimowej nieco ponad 4 tysiące stałych mieszkańców), to nic dziwnego, że wszyscy się znają. Znają się także z właścicielami swoich ulubionych restauracji oraz z obsługą.
Sama tego doświadczam za każdym razem, kiedy przychodzę do jednej z moich ulubionych restauracji i witam się francuskim buziakiem z właścicielem, kelnerami, a nawet kucharką, która przygotowuje moje danie.
I tylko turyści siedzący przy stolikach obok się temu bardzo dziwią. Zdarzało się nawet, że pytali, czy to ktoś sławny (hahaha!!!) bo właściciele i znajoma obsługa tak bardzo poświęcają czas i uwagę stałym klientom.
Znam Francuzów o różnej „grubości” portfela.
Ci, których portfele są zasobne, często wcale nie jedzą w najdroższych restauracjach, ale z reguły w takich, które są zlokalizowane przy plaży i swoim wyglądem przypominają ledwo trzymające się baraki pokryte strzechą. Często można mieć wrażenie, że czas się tu zatrzymał w latach 50-tych czy 60-tych.
Ale w takim miejscu kuchnia nie ma sobie równych!
Do tego dochodzi niemalże rodzinna atmosfera przyciągająca jak magnes.
To miejsce gdzie ci bogaci mogą np. latem zdjąć buty i zanurzyć nogi w plażowym piasku, popijając swoje ulubione wino, spoglądając na morze delektując się wspaniałym spektaklem dla podniebienia.
Tak przykładowo w Saint Tropez jadają m.in. słynni paryscy producenci muzyczni, czy też szefowie jednej z najlepszych światowych marek samochodowych, które najczęściej można spotkać na ulicach Monako.
Francuzi, którzy mają nieco bardziej ograniczone możliwości finansowe, raz na jakiś czas, z reguły w sobotę lub w niedzielę celebrują posiłek w jednej z lokalnych restauracji z rodziną i przyjaciółmi.
Zarówno jedni jak i drudzy na prowansalskich ryneczkach zaopatrują się w pyszne i świeże sezonowe warzywa oraz owoce. Wyczarowują z nich smaczne i kolorowe dania spożywane w domu lub na pikniku na plaży w doborowym towarzystwie.
Nawet jeśli Francuz nie ma dużych możliwości finansowych i tak wyznaje zasadę, że nie może jeść byle czego ani byle jak. Francuz musi koniecznie dobrze jeść.
I kropka!
A „dobrze zjeść” oznacza tu dobrą i zdrową jakość spożywanych produktów. A nie najdroższą.
Sezonowe warzywa i owoce dojrzewające w palącym południowym słońcu oferowane na lokalnych ryneczkach to prawdziwy rarytas.
Według Francuzów: ten kto dobrze je, nie choruje. Francuzi wychodzą
z założenia, że jeśli się ktoś źle odżywia i próbuje na tym oszczędzać, to dopiero później wyjdzie mu to wszystko bokiem, kiedy będzie musiał drogo zapłacić za leki i leczenie.
Dlatego Francuz (bynajmniej ten z południa) prędzej odmówi sobie zakupu nowych ciuchów czy butów, a zainwestuje w dobre jakościowo pożywienie.
Na południu Francji bardzo często podczas posiłków w niepozornych restauracjach omawiane i dobijane są „interesy” warte prawdziwą fortunę. Zawierane są także znajomości służbowe, które później skutkują kontraktami z dużą ilością zer na koncie.
Przykładowo w ten sposób mojemu szefowi został przedstawiony jeden z bardzo bogatych klientów, będący właścicielem 1000 metrowego (tak, tak, nie ma tu pomyłki z zerami!) apartamentu w Monako, właścicielem prywatnego lotniska oraz utworzonej przez niego szkoły pilotów, jachtu, kilku willi w różnych miejscach na świecie itp.
Osobiście przyznaję, że kiedyś nie przywiązywałam zbytniej wagi do jedzenia. Dawniej zdarzało mi się jadać byle co i byle gdzie.
Dzisiaj jem zupełnie inaczej. Piękne południe Francji nauczyło mnie francuskiej celebracji posiłków oraz doceniania chwili, a także zupełnie innej świadomości i większego szacunku do jedzenia.
A dania serwowane w restauracjach często stanowią dla mnie inspirację i „ataki” weny twórczej w tym zakresie (aż strach się bać ;)).
Mam nadzieję, że udało mi się Wam pokazać, że kuchnia francuska, to prawdziwa sztuka. To styl życia i funkcjonowania. To kultura jedzenia i prawdziwy rytuał, któremu towarzyszą określone zwyczaje.
Kuchnia francuska to dziedzictwo narodowe i prawdziwa duma dla Francuza.
Ma ona ogromne znaczenie w życiu codziennym.
To prawdziwa pasja i artyzm jej tworzenia przez szefów kuchni, ale i rozkosz jedzenia dla pozostałych.
Do pysznego i kolorowego świata francuskich oraz prowansalskich specjałów w szczegółach zaproszę Was już wkrótce.
Jak obiecałam na wstępie będzie po prostu palce lizać 🙂 !
Jeśli macie doświadczenia z kuchnią francuską lub prowansalską koniecznie dajcie mi znać w komentarzu.
Napiszcie mi także, czy chcielibyście się ode mnie dowiedzieć o czymś szczególnym w tym zakresie.
[…] O tym, jak wielkie ma znaczenie dla Francuzów pisałam już wcześniej tutaj: https://francuskiswiat.pl/kuchnia-francuska-czyli-jak-biesiaduja-francuzi/ […]
[…] tym wpisie o kuchni https://francuskiswiat.pl/kuchnia-francuska-czyli-jak-biesiaduja-francuzi/ wspominałam, że moje wizyty w restauracjach często skutkują późniejszymi „atakami […]
[…] https://francuskiswiat.pl/kuchnia-francuska-czyli-jak-biesiaduja-francuzi/. […]